Chiny
Chiny wyraziły gotowość „kontaktu i konsultacji z osobistymi przedstawicielami Dalajlamy", na co zachodnie rządy wydały zbiorowe westchnienie ulgi. Szczyt UE-USA ogłosił deklarację, w której wezwał do „rozmów zorientowanych na wypracowanie rezultatów".
W latach 1987-92 w Lhasie doszło do 140 demonstracji i protestów, a w 1989 roku ogłoszono tam stan wojenny. Wielu Tybetańczyków straciło życie, inni trafili na długie lata do więzień i obozów pracy. Niepokoje zaczęły się po załamaniu nawiązanych w 1978 roku kontaktów chińsko-tybetańskich.
Obecna i wciąż trwająca fala już ponad stu demonstracji i rozruchów ma podobne korzenie. Chińska polityka twardej ręki, zalew imigrantów i przeciągające się wygnanie Dalajlamy pogłębiają poczucie marginalizacji Tybetańczyków. Nawet drakońska cenzura i wizja surowych kar nie jest w stanie ich powstrzymać przed publicznym wyrażaniem obaw o zachowanie tożsamości narodowej w obliczu kulturowego i politycznego imperializmu Chin.
Czyny, ulotki i skandowane przez demonstrantów hasła są potężnym echem słów Dalajlamy. Nie ulega wątpliwości, że myśleli oni o dogorywającym dialogu. Tragedią jest to, że brutalna odpowiedź chińskich władz kosztowała życie wielu z nich.
Ogłoszone 18 lipca 2007 roku „Zarządzenie nr 5" zabrania tybetańskim lamom odradzania się bez „uprzedniej zgody" Pekinu. Brzmi to śmiesznie, ale i nie pozostawia złudzeń, że chińscy przywódcy przymierzają się już do wyboru następnego Dalajlamy. Łatwo sobie wyobrazić, jak wpływa to na nastroje Tybetańczyków.